Zaćmy naszej historii

Data:
Ocena recenzenta: 6/10
Artykuł zawiera spoilery!

Zaćmy naszej historii

Oglądając „Zaćmę” Ryszarda Bugajskiego nie mogłem uwolnić się od porównań z „Idą” Pawła Pawlikowskiego. Podobieństwa są liczne – jest temat kościoła w komunistycznej Polsce, jest motyw żydowskiej ubeczki, jest postać siostry zakonnej żydowskiego pochodzenia. Brak jest motywu polskiego antysemityzmu, co narzuca, że „Zaćma” może być odebrana jako antysemicka (zresztą tak była odbierana także „Ida”). Wizualnie film Bugajskiego, mimo że kolorowy (tu aluzja do „Idy” byłaby zbyt wielka) to jednak surowy, pięknie sfilmowany w grze półmrokiem i cieniami, co także nasuwało mi skojarzenie z filmem Pawlikowskiego.

Ryszard Bugajski powraca po latach do tematu rozliczeń z czasami stalinowskimi, tak jak uczynił to w genialnym „Przesłuchaniu”. Tym razem reżyser ustawił temat w kontekście polskiego katolicyzmu. Julia Bystrygierowa to postać historyczna znana jako „krwawa Luna” jedna z największych ubeckich oprawczyń, szefowa departamentu inwigilującego osoby duchowne.

Prawda jest taka, że nie znam historii kobiet-żydówek, które po wojnie stały się „kacicami” stalinowskiej Polszy. Słyszałem o Różańskim, Humerze, ale o tym, że główne role w powojennych procesach odgrywały kobiety nie wiedziałem wcale i także dlatego warto zaznajomić się z tym dziełem, żeby poznać tę nieznaną część polskiej historii. Ale nie to jest w filmie Bugajskiego najważniejsze.

Pierwowzorem „krwawej Wandy” z „Idy” była Helena Zwolińska, komunistyczna prokuratorka, która wydawała najsurowsze wyroki w okresie stalinowskim. O ile w „Idzie” możemy doszukać się motywu zemsty na polskich antysemitach, to w „Zaćmie” widzimy tylko kobietę, którą dręczą wyrzuty sumienia; człowieka, do którego dociera ciężar moralny popełnionych zbrodni. Julia, grana przez Marię Mormonę, aktorkę jak do tej pory drugiego planu, jest postacią na zewnątrz oziębłą, dopiero, gdy wchodzimy w świat jej psychiki dostrzegamy jej wewnętrzny dramat, z którym nie potrafi sobie poradzić, uświadamiając sobie bestialski charakter swoich czynów. Aby zrozumieć swój stan Julia pragnie porozmawiać z prymasem Wyszyńskim, który też był ofiarą stalinowskiego więzienia.

Można łatwo zbyć ten dylemat moralny, mówiąc, że zbrodniarz słusznie ponosi ciężar swoich czynów i nie ma tu miejsca na współczucie. Jednak, gdy patrzymy na procesy zbrodniarzy hitlerowskich, widzimy, że nie mieli oni świadomości moralnej swego czynu i uparcie trwali w przekonaniu, że wojna i walka usprawiedliwiała ich okrucieństwo. Julię poznajemy z perspektywy starszej kobiety, oziębłej i skrzętnie ukrywającej swój ból, ale także cofamy się do momentu, gdy widzimy potwora upojonego poczuciem władzy. Sceny te, tym razem czarno-białe, przenikają naprzemian realizm i oniryczny mistycyzm, który jest chrześcijańskim samooskarżeniem.

Ale Julia nie wierzy. Nie wierzy, by istniało dla jej zbrodni przebaczenie winy. W bólu i rozpaczy nie rozpoznaje Boga, nie oczekuje współczucia, odpuszczenia winy, ale nie rozumie, dlaczego cierpi. Nie wierzy nawet w sumienie, które do niej krzyczy. Ponoć w swych dalszych losach Bystrygierowa przeszła całkowite nawrócenie, ale Bugajski milczy o tym. Pozostawia nas samych z pytaniem o sens wybaczenia.

Jest to pytanie Raskolnikowa o sens przyjęcia winy i kary. Dla Dostojewskiego była to wizja chrześcijańska, tylko ona dawała możliwość odkupienia absurdu w krwi Chrystusa. Nie wiemy, czy Julia uwierzyła tak jak uwierzyła Ida z filmu Pawlikowskiego, która poznała zło, rozciągające się za jej tajemnicą. Powróciła do zakonu, znając prawdę o swym pochodzeniu i tragicznym losie najbliższych. Doświadcza gniewu i nienawiści, pragnie zemsty i nie jest w stanie wybaczyć katom jej rodziny, ale ma świadomość, że ukojenia od absurdu zbrodni może doznać jedynie w Chrystusie i w jego ofierze, w czymś co ją przekracza.

Ale Ida nie była katem jak Wanda i Julia. One nie wierzą w możliwość przyjęcia winy i kary, która odkupuje nasze zło. Wanda popełnia samobójstwo, uznając absurd i zbrodnię za trwały element irracjonalnego świata. Julia uznaje swą winę, ale nie wierzy, że istnieje coś lub ktoś, kto będzie w stanie wybaczyć jej winy. Jej przewodniczką duchową jest „druga Ida”, siostra zakonna Benedykta, która także jest żydówką. Ważną rolę w jej drodze odegra oślepiony w procesach ksiądz, który zada jej te pytania, których ona się najbardziej boi. W tej roli jak zawsze rewelacyjny Janusz Gajos. Cóż brakło mi w tym duecie Krystyny Jandy, ale czy byłaby na tym etapie podjąć jeszcze tak trudne wyzwanie aktorskie?

Za dużo dzieje się tutaj w słowach, dialogi są zbyt bezpośrednie, co czyni wrażenie przegadania problemów, które według mnie powinny być rozegrane na balansie ciszy i milczenia. Jednak „Zaćma” to ważna historia i głos w dialogu o naszych wspólnych winach i karach.

Zwiastun: